czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 17

- Cześć kochanie, gdzie byłaś? – pyta Adam, gdy wchodzę do domu.

- U El. Nie mówiłam Ci, że robimy sobie babski wieczór. – Musiałam coś wymyślić. Chyba najlepsza wymówka.

- To ona wróciła? – Zapomniałam, że on wie, że El uciekła.

- Tak. Wczoraj rano, jak wyszedłeś do pracy pojechałam po nią.

- Dobrze. To jak się bawiłyście?

- Było super. Dawno nie spędziliśmy czasu razem.

- To cieszę się. Zmęczona jesteś?

- Tak, idę spać.

- To idź. Kocham Cię. – Nie odpowiadam nic, tylko się uśmiecham. Idę na górę. Biorę szybki prysznic i kładę się spać.

 

Oczami Elizabeth

 

- Wrócisz ze mną do domu? Naszego domu. – pyta Lou.

- Tak. Ale proszę Cię, daj mi więcej przestrzeni, chce się spotykać z przyjaciółmi. Będę ci mówić gdzie idę, z kim idę i o której wrócę , ale wypuszczaj mnie z tego cholernego domu. – Wrzeszczę.

- Dobrze, dam ci więcej przestrzeni, ale obiecaj, że nigdy już nie uciekniesz.

- Obiecuję.

Jedziemy do domu. To będzie długa podróż. Z Florydy do Londynu jest kawał drogi, więc cały dzień mamy z głowy. Jedziemy na lotnisko.

 

Oczami Harry’ego

- Jak to nie umiesz jej znaleźć. Kiedyś Ci się udało, a teraz? Coś mi się zdaje, że nie chcesz jej znaleźć. Dobra sam do niej pojadę. – Wrzeszczę na Zayn’a. Muszę ją znaleźć.

Jadę do domu Pain. Łapie mnie policja.

- Dzień dobry. Dokumenty poproszę.

- Dzień dobry. To konieczne? Śpieszę się. Moja żona rodzi.

- Niestety konieczne. – podaje mu dokumenty.

- Mogę już zapłacić? – Podaję gościowi 1000₤ jako łapówka, a ten oddaje mi dokumenty i odjeżdżam.

Jebane ograniczenie prędkości. Podjeżdżam pod dom Jess. Pukam do drzwi. Otwiera mi je Jessie. Nie mówię jej „cześć” ani nic takiego, tylko rzucam się na nią jak jakieś głupie zwierze. Nie wiem co się dzieje, ale nie potrafię wytrzymać bez smaku jej malinowych ust przez 24h. Pragnę poczuć ten smak, jej smak. Kiedy już osiągam swój cel, ona mnie odpycha i przyciska swoją rękę do moich ust.

- Harry. Adam jest na górze. Proszę bądź cicho. Czego ty chcesz?

I znowu nie odpowiadam tylko przyciskam ją do ściany całując. Łapię ją w udach i unoszę na moje biodra, tak aby wokół nich oplotła swoje nogi. Docieram do salonu i rzucam ją na kanapę. Jej język błądzi delikatnie po wnętrzu moich ust, jednak przerywam tą melancholię i całuję ją namiętnie i zachłannie wkładając moją rękę pod jej piękną bluzkę. Słyszę kroki. Ktoś schodzi po schodach.

- Co ty Styles robisz z moją żoną? – pyta.

- Levine. – Mówię z miną mordercy. Adam… czemu a to nie wpadłem. Adam Levine-Pain. Stary przyjaciel. Jestem ciekawy, czy Jess wie kim jest jej mąż.

- To wy się znacie? – pyta Jessica. Naiwna.

- Powiedzmy, że jesteśmy starymi znajomymi.

- Czemu kurwa ruszyłeś moją żonę szmato?

- Ha… Twoją żonę? Chyba tylko na papierku – drwię z niego.

- Wypierdalaj z mojego domu. – Wrzeszczy i wyciąga broń.

- Harry, on ma rację. Idź lepiej już do domu.

- Nie Jessie. Bez ciebie nie wyjdę.

- Proszę, idź.

 

Oczami Jessie

 

Styles wyciągnął broń w kierunku mojego męża. Obydwoje w siebie celowali. Skupiłam się na pistoletach i wyrzuciłam je im z rąk. Szybko podbiegłam i złapałam jeden.

- Jessico, skarbie jak to zrobiłaś? – pyta mnie mąż.

- Widzisz, nawet nie wiesz, że twoja żona ma moc telekinezy. Raniłeś ją, a moc się w niej rodziła.

- Aaaaaa – wydarłam się, żeby skończyć tą debilną konwersacje między nimi. Udało się, bo popatrzyli na mnie.

- Przestańcie się kłócić. Harry wyjdź! Wyjdź kurwa z mojego domu. – Celuje w niego bronią.

- Strzel do mnie. – Mówi. Wie, że tego nie zrobię. – Strzel jeśli mnie nie kochasz. Proszę cię strzel.

- Nie kocham cię Harry. Zrozum.

- Jesteś pewna? – Podchodzi do mnie. Łapie moją rękę i przesuwa bliżej swojego ciała.

- Jeśli mnie nie kochasz to spróbuj mnie odepchnąć. – Próbuję użyć telekinezy, ale nie działa.  – Widzisz, nie potrafisz. – Jestem ciekawa jak będzie z Adam’em więc przesuwam rękę na niego i odpycham do tyłu. Ląduje przy ścianie, a ja wciąż celuje w Harry’ego

- Nie potrafisz mnie skrzywdzić bo mnie kochasz.

- Przepraszam, nie potrafię. Muszę to zrobić.

- Zabij go kochanie. Strzel. – Krzyczy Adam.

Harry patrzy mi prosto w oczy. Są takie zagubione. Powoli naciskam spust.

- Kocham Cię. – Szepcze. Te słowa od razu mnie paraliżują. – On cię bił, gwałcił. Krzywdził Cię. Ja cię już nigdy nie skrzywdzę. – Dodaje szeptem przy moim uchu.

Odwracam rękę w stronę Adam’a.

- Strzelaj Skarbie.

Naciskam spust i broń wypala. Nie zauważyłam kiedy Adam złapał swoją broń i strzelił prosto w Harry’ego. Mój instynkt zadziałał i przesuwam kulę lecącą w Styles’a prosto w mój brzuch. Czuję tylko ból, lęk i strach. Harry bierze broń i podchodzi do martwego? Chyba martwego Adam’a.

- Ostatnie słowa Levine?

- Pierdol się Styles.

- Z twoją żoną chętnie. – Strzał. Harry zabił mojego męża. Czuję, że odpływam.

- Harry – Wołam – Kocham Cię. – Ciemność.

4 komentarze:

  1. DODAJ JAKIS JESZCZE DZISIAJ :dd

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh My Gosh!! Jesteś świetna!! Kocham to cuuudo!! Tylko dodaj szybko, błagaaaaaaaam!!
    Buziaki =*

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic